Włożyłam do prania jego marynarkę. W kieszeni znalazłam rachunek, którego nie dało się wytłumaczyć. Najpierw wyczułam pod palcami coś twardego, gładką tekturę grubszą n… En voir plus

W piątek o siedemnastej napisał: “Nie czekaj z kolacją, zjem coś po drodze”. Odpisałam: “Ok.”, a potem: “Jadę do kina z Ewą”. Nie jechałam do kina. Pojechałam pod hotel. Chciałam zobaczyć budynek, który zna jego imię lepiej niż ja.

Fasada była ciepło podświetlona, recepcja – za miła, dywan – zbyt miękki, żeby usłyszeć własne kroki. Usiadłam na kanapie obok stojaka z folderami. “Kolacja przy świecach”, “Rocznice”, “Niespodzianki”. W folderze zdjęcie pokoju 204.

Rozpoznałam czerwony fotel z rachunku – głupi detal, a jednak wszedł mi pod skórę jak drzazga. Recepcjonista zapytał, czy w czymś pomóc. Uśmiechnęłam się i powiedziałam:
– Czekam na męża.
Pierwszy raz od dawna użyłam tego słowa jak miecza.

O dziewiętnastej piętnaście zobaczyłam go w drzwiach. Wchodził z kobietą. Wysoka, ciemne włosy, płaszcz przewiązany. Szli blisko, ale nie trzymali się za ręce. Tylko spojrzenia mieli takie, których nie da się kupić w pakiecie “Love Story”. Serce zaczęło mi dzwonić w uszach jak windą, która zatrzymuje się między piętrami.

Wstałam. Podszedł do recepcji. Wymienili słowa, których nie słyszałam, tylko rytm: dwie osoby, apartament, karta. Wtedy zrobiłam coś, o co sama siebie nie podejrzewałam. Podeszłam.
– Piotrze – powiedziałam po prostu.
Odwrócił się. Zobaczyłam jak z twarzy spływa mu krew.
– Kasia… – wyszeptał. – To nie…
– To dokładnie to – przerwałam. – Prosecco, róże, późne wymeldowanie. 204, prawda?

Kobieta nie uciekła wzrokiem, co było najdziwniejsze. Spojrzała na mnie prosto, bez triumfu.
– Przepraszam – powiedziała cicho. – Myślałam, że… że już wiesz.
– Teraz już wiem – odpowiedziałam. – I chcę usłyszeć, co on mi powie. Nie ty.

Wyszliśmy na zewnątrz. Noc pachniała rzeką i jakąś obcą nowością.
– To nie miało tak wyglądać – zaczął.
– To nigdy nie ma tak wyglądać – odparłam. – Powiedz prawdę, w jednym zdaniu. Zanim uciekniesz w “to skomplikowane”.

Stał przez chwilę jak ktoś, kto zgubił język.
– Zniknąłem nam z oczu – wydusił w końcu. – A kiedy ktoś mnie zauważył, poszedłem tam, gdzie widziałem siebie lepszego.

Zaskoczyło mnie, że nie powiedział “to nie zdrada”. Że zamiast wymówek dostałam zdanie, które jest jak nóż: ostre i szczere.
– I co teraz? – zapytałam. – Dokończysz ten wieczór? A jutro przyniesiesz mi kawę do łóżka, jakby nigdy nic?

Spojrzał na drzwi hotelu, potem na mnie.
– Mogę wejść i dokończyć kłamstwo. Mogę też pojechać z tobą i dokończyć prawdę. Nie umiem obiecać, że wszystko naprawię. Umiem obiecać, że przestanę żyć w dwóch mieszkaniach: w pokoju 204 i w naszej kuchni.

Milczeliśmy. Czułam w brzuchu ciężar jak przed burzą.
– Jedziemy – powiedziałam w końcu. – Ale nie do domu po spokój. Do domu po rozmowę. A jutro – do terapeuty. Jeśli pójdziesz. Jeśli nie – pojadę sama do prawnika.

W samochodzie nie włączyliśmy radia. Słyszałam jego oddech, równy jak u kogoś, kto właśnie przestał biec. W domu usiedliśmy przy stole. Wyjęłam rachunek spod magnesu i położyłam na środku.
– To jest punkt A – powiedziałam. – Teraz potrzebuję punktu B. Jednego zdania, od którego możemy zacząć wszystko od nowa albo skończyć. Napisz.

Podałam mu długopis. Pomyślał długo, po czym napisał:
“Chcę wrócić do nas, ale nie do tego, co było – do tego, co zbudujemy na nowych zasadach, bez piątków i bez tajemnic.”

Nie wiem, czy to zdanie wystarczy. Nie wiem, czy nie rozpadnie się za tydzień, gdy przyjdzie pierwszy głód łatwych emocji. Wiem, że tej nocy nie spałam po raz pierwszy nie ze strachu, tylko z nadmiaru myśli. Zostawiłam rachunek na stole, a obok niego – nową kartkę: adres terapeuty, godzina, dzień.

Czy wybaczenie to decyzja, czy proces? I czy paragon z pokoju 204 może kiedyś stać się zwykłą kartką papieru, którą wyrzuca się do kosza bez drżenia rąk? Nie mam odpowiedzi. Wiem, że rano zaparzyłam kawę dla dwojga, ale postawiłam na stole tylko jedną. Drugą dostanie, jeśli dziś nie zniknie z oczu.

Share This Article
Leave a comment