W wieku 60 lat postanowiłam odnaleźć swoją pierwszą miłość. Kiedy stanęłam przed drzwiami jego domu, otworzyła mi kobieta, która wyglądała zupełnie jak ja. Przez lata m… En voir plus

Przez lata mówiłam sobie, że tamte uczucia to już przeszłość. Pierwsza miłość, licealne uniesienia, młodzieńcze marzenia… Wszystko to zamknęłam głęboko w szufladzie wspomnień, do której nie zamierzałam już zaglądać.

Życie poukładałam inaczej – wyszłam za mąż, wychowałam dzieci, przeżyłam wzloty i upadki, dojrzałam. A jednak, gdy skończyłam sześćdziesiąt lat i nagle zaczęło mi brakować… czegoś, czego sama nie umiałam nazwać, znów zaczęłam myśleć o Marku.

Marek był moim pierwszym chłopakiem, pierwszym pocałunkiem, pierwszym rozczarowaniem. W czasach liceum byliśmy nierozłączni – przesiadywaliśmy godzinami na ławce pod kasztanem, planując wspólną przyszłość.

Gdyby nie tamte głupie nieporozumienia, może wszystko potoczyłoby się inaczej. Wyjechał na studia do innego miasta, potem życie porwało nas w różne strony. Straciliśmy kontakt na długie lata.

Ostatnio coraz częściej łapałam się na tym, że wspominam Marka. Przeglądałam stare zdjęcia, czytałam listy, które kiedyś wymienialiśmy. Z każdym tygodniem czułam coraz większą potrzebę zamknięcia tej historii – spojrzenia mu w oczy, zapytania, jak naprawdę wyglądało jego życie. W końcu postanowiłam odnaleźć go – trochę z ciekawości, trochę z nadziei na… sama nie wiedziałam na co. Wpisałam imię i nazwisko w wyszukiwarkę. Znalazłam adres.

Droga pod dom Marka była jak podróż w czasie. Serca waliło mi jak nastolatce. Kiedy w końcu stanęłam pod jego drzwiami, ręce mi się trzęsły. Zapukałam. Otworzyła mi kobieta w moim wieku.

Przez chwilę patrzyłyśmy na siebie z niedowierzaniem – miała ciemne włosy, podobny uśmiech, nawet rysy twarzy jakby znajome. Zrobiło mi się dziwnie, jakbym patrzyła na swoje odbicie z lat młodości.

– Dzień dobry, szukam Marka Lewandowskiego – wydusiłam w końcu, próbując ukryć zmieszanie.

Kobieta zmierzyła mnie uważnie wzrokiem. – Marek zaraz wróci. Proszę wejść.

Wnętrze domu było ciepłe, pełne zdjęć rodzinnych. Usiadłyśmy w kuchni. Czułam, że atmosfera jest dziwna – gospodyni była uprzejma, ale jakby spięta. Przedstawiła się jako Anna, żona Marka. Rozmawiałyśmy o pogodzie, o życiu. Co chwilę przyglądała mi się uważnie, jakby szukała w mojej twarzy odpowiedzi na niewypowiedziane pytania.

W końcu wrócił Marek. Wysoki, trochę siwiejący, z tym samym ciepłym spojrzeniem, które pamiętałam z młodości. Kiedy mnie zobaczył, zamarł. – Ewa? – szepnął, a w jego głosie była niedowierzanie i wzruszenie jednocześnie.

Następny

Share This Article
Leave a comment