– Dzwoniła – powiedziałam. – Odebrałam. Nie była zaskoczona.
Zaciągnął się powietrzem, jakby przed długim nurkowaniem. – Wiem – odpowiedział. – Miałem ci powiedzieć.
– To powiedz.
– Spotykamy się. Od paru miesięcy. Niczego nie planowałem, ale… stało się.
Te trzy słowa – “stało się” – uderzyły mnie jak śnieżna kula. Bo przecież “stało się” to coś, co spada z dachu zimą. Nie coś, co trwa miesiącami i wymaga świadomych decyzji.
Rozmowa była krótka. Nie chciałam słuchać długich wyznań o pustce, o niezauważeniu, o tym, że “życie nas rozminęło”. Wszystko to znałam z cudzych historii, z książek, z opowieści przyjaciółek. Nigdy nie myślałam, że stanę po tej stronie stołu.
– Wyprowadź się – powiedziałam spokojnie. – Dzisiaj.
Nie protestował. Spakował rzeczy szybko, bez dramatów. Zostawił koszulę na krześle — tę, w której byliśmy razem na naszym pierwszym weselu. Przez chwilę chciałam ją wyrzucić. Zostawiłam. Nie dla niego. Dla siebie.
Pierwsze dni były jak spacer po pustym mieszkaniu, w którym słychać echo własnych kroków. Dzieci zadawały pytania — delikatnie, bez nacisku. Znajomi pisali, dzwonili, proponowali “rozmowy”. A ja parzyłam herbatę, chodziłam na spacery i próbowałam oswoić ciszę, która zastąpiła jego wieczorne klikanie w pilot i poranne “zrób mi jajko”.
Miesiąc później zadzwonił domofon. Stał w drzwiach. W kurtce, z tą swoją niezdarną torbą na ramię, jak wtedy, gdy się wprowadzaliśmy. Spojrzał na mnie jak ktoś, kto nie wie, czy może wejść.
– Mogę porozmawiać? – zapytał.
Usiedliśmy w kuchni. Pachniało świeżym chlebem, jak kiedyś w niedzielne poranki. Powiedział, że zakończył tamten związek, że “zrozumiał, co stracił”, że “potrzebuje czasu, żeby odbudować zaufanie”. Słuchałam i czułam, jak coś we mnie drga — nie miękkość, nie żal. Raczej pamięć wspólnych lat, ścieżek, które skrzyżowały się zbyt mocno, by po prostu je przeciąć nożem.
– Nie proszę cię, żebyś zapomniała – powiedział. – Tylko… żebyś dała mi wrócić. Zacząć od nowa.
Popatrzyłam na niego długo. Widziałam człowieka, który mnie zranił, i tego samego, z którym budowałam każdy kąt tego domu. I nagle uświadomiłam sobie, że decyzja nie jest prosta. Że zdrada nie zawsze kończy się jednoznacznie. Że czasem życie nie układa się w wyraźne “tak” i “nie”.
Nie odpowiedziałam od razu. Powiedziałam, że muszę pomyśleć. On skinął głową. Wyszedł powoli, jakby zostawiał za sobą nie torbę, ale coś znacznie cięższego.
Wieczorem siedziałam przy stole sama. Kartka z wiadomością od Ani leżała obok kubka z herbatą. Obok niej — zdjęcie z wakacji sprzed dziesięciu lat, na którym Marek obejmuje mnie od tyłu i oboje śmiejemy się do obiektywu.
Nie wiem jeszcze, co zrobię. Czy otworzę drzwi ponownie, czy zamknę je na dobre. Wiem tylko, że ta decyzja nie będzie podjęta w gniewie ani w pośpiechu. Bo jeśli mam pozwolić mu wrócić, to nie jako “ten, co prosi”, tylko jako ktoś, komu naprawdę jeszcze wierzę. A jeśli nie — to jako kobieta, która nie boi się być sama.