Lauren Canaday z Wirginii podzieliła się swoimi doświadczeniami po tym, jak doznała nagłego zatrzymania akcji serca i śmierci klinicznej, która trwała 24 minuty.
To, co czeka nas po śmierci jest tematem dyskusji od tysiącleci. Oczywiście, jest to kwestia odnośnie, której niezwykle trudno uzyskać ostateczną odpowiedź. Dlaczego? Cóż, ponieważ jak dotąd okazuje się, że dość trudno jest umrzeć, dobrze rozeznać w tym co się stanie, a następnie powrócić do życia, by dokładnie o wszystkim opowiedzieć.
A jednak … istnieją takie osoby, które rzekomo balansowały na granicy życia i śmierci.
Mieszkanka Wirginii, Lauren Canaday, jest właśnie jedną z nich. Po tym, jak w 2023 roku doznała napadu toniczno-klonicznego, czyli ciężkiego napadu padaczkowego. Mięśnie kobiety gwałtownie się skurczyły, co doprowadziło do utraty przytomności i zatrzymania oddechu.
Lauren Canaday podzieliła się swoim doświadczeniem w internecie
W wątku na Reddicie Lauren opisała, jak dochodziła do siebie po śmierci klinicznej, co było doświadczeniem, które zmieniło jej życie.
„Po 9 dniach na oddziale intensywnej terapii uznano, że jestem w pełni sprawna poznawczo i nie mam widocznych uszkodzeń mózgu na rezonansie magnetycznym. Miałam również prawidłowy zapis EEG, pomimo napadów padaczkowych i stanu padaczkowego trwającego ponad 30 minut tuż po resuscytacji” – napisała w wątku „Zapytaj mnie o cokolwiek”.
Lauren Canaday twierdzi jednak, że po pobycie w szpitalu pozostawiono ją samą sobie.
„Myślę, że ludzie zakładają, że kiedy dzieje się coś tak drastycznego, istnieje coś w rodzaju wsparcia, na przykład otrzymuje się specjalną pomoc. Błąd. Po prostu odesłano mnie do domu, mimo że nadal odczuwałam palący ból po operacji wszczepienia ICD i przyjmowałam 10 leków, które tak obniżyły mi ciśnienie krwi, że musiałam wrócić na pogotowie” – napisała.