Nie miałam ochoty iść na to spotkanie klasowe. Zaproszenie leżało na komodzie od tygodni, a ja za każdym razem odkładałam decyzję na później.

– Wiesz – powiedział – czasem myślę, że całe życie szukałem ciebie w innych kobietach. I dlatego nic się nie układało.

To zdanie uderzyło mnie jak piorun. Bo choć nie chciałam tego przyznać, czułam, że i we mnie przez te wszystkie lata żył obraz chłopaka, którego kiedyś kochałam. I że być może przez to moje małżeństwo było bardziej układem niż wielką miłością.

Staliśmy pod drzewem, a świat dookoła zniknął. Byłam znów siedemnastoletnią dziewczyną, serce waliło mi jak szalone, a przyszłość wydawała się otwarta.

Kiedy wróciliśmy do sali, gwar uderzył mnie jak fala. Śmiechy, zdjęcia, głośna muzyka – wszyscy bawili się, jakby czas naprawdę cofnął się do liceum. Tylko ja miałam wrażenie, że stoję w miejscu innym niż wszyscy. Obok mnie Marek, z siwymi włosami, spokojny, a jednak w jego spojrzeniu było napięcie, którego nie potrafiłam zignorować.

Usiedliśmy jeszcze na chwilę przy stoliku. On mówił o swojej pracy, o tym, że teraz ma więcej czasu, że lubi samotne spacery. Ja kiwałam głową, opowiadałam coś o dzieciach, wnukach, o codzienności, ale tak naprawdę każde moje zdanie było zasłoną dymną. Pod spodem dudniło pytanie: „Co teraz?”

Spotkanie dobiegało końca. Ludzie wychodzili parami, grupkami, obiecując sobie, że „następnym razem nie można czekać kolejnych dziesięciu lat”. Patrzyłam, jak się żegnają, i miałam wrażenie, że ktoś właśnie zamyka drzwi do mojego dawnego życia. Marek spojrzał na mnie uważnie.

– Moglibyśmy się spotkać – powiedział spokojnie. – Nie tutaj, nie z tłumem dookoła. Po prostu na kawę.

Te słowa były takie zwyczajne, a jednak czułam, że niosą w sobie ładunek większy niż ktokolwiek mógłby przypuszczać. Spotkanie na kawę – nic więcej. Ale dobrze wiedziałam, że w tym „nic” kryje się wszystko: powrót do uczuć sprzed lat, ryzyko, którego kiedyś zabrakło, możliwość, która przyszła zdecydowanie za późno.

– Nie wiem… – odpowiedziałam cicho. – To zbyt wiele.

– To tylko kawa – powtórzył z uśmiechem. Ale jego oczy mówiły więcej.

Wracając do domu, miałam wrażenie, że idę inną drogą niż zazwyczaj. Jakbym nagle stanęła na rozdrożu: w jednym kierunku – moje życie, znane, uporządkowane, bezpieczne. W drugim – coś nowego, niepewnego, ale kuszącego, bo przypominało mi, że serce wciąż może bić szybciej.

Wsiadłam do samochodu, odpaliłam silnik. Marek stał jeszcze przy szkole, żegnał się z kimś, ale ja widziałam tylko jego sylwetkę na tle latarni. Podniosłam rękę, jakby machinalnie, on odpowiedział gestem. I nagle znów poczułam się jak siedemnastoletnia dziewczyna, która nie wie, czy jutro pójdzie z nim na spacer, czy życie znów ją przestraszy.

W domu wszystko było takie jak zawsze: kubki po herbacie w zlewie, włączony telewizor, cisza sypialni. Ale we mnie nic nie było już takie samo. Leżałam w łóżku i słuchałam swojego serca – tego samego, które przed chwilą przypomniało mi, że potrafi walić jak młot, mimo upływu czterdziestu lat.

I wtedy przyszła myśl, której nie umiałam odpędzić: czy teraz znajdę odwagę, której kiedyś zabrakło?

Share This Article
Leave a comment