Motocyklista patrzył, jak zabójca jego córki wchodzi do pokoju z wizytą w więzieniu po raz 347.i tak jak co tydzień wcześniej morderca uśmiechał się do niego.
Siedem lat. W każdą środę o 14: 00. Nigdy nie przegapiłem. Jechałem trzy godziny w każdą stronę, aby usiąść naprzeciwko mężczyzny, który udusił moją córkę i zostawił jej ciało w rowie jak śmieci.
Strażnicy znali mnie po imieniu. Podobnie jak inni więźniowie. Marcus Webb, potwór, który zabrał moją Sarę.
Miała dziewiętnaście lat. Student drugiego roku. Studiowanie na weterynarza. Marcus był jej partnerem w laboratorium chemicznym. Miły facet, wszyscy mówili. Cicho. Z szacunkiem.
Aż do nocy zaprosił ją na randkę, a ona odmówiła. Dopóki nie podążył za nią do jej samochodu. Aż owinął ręce wokół jej gardła i ściskał przez cztery minuty, podczas gdy ona walczyła, błagała i umarła.
Policja znalazła ją trzy dni później. Marcus przyznał się natychmiast. Nie okazywał wyrzutów sumienia.
“Odrzuciła mnie” – powiedział detektywowi. “Sprawiłem, że poczułem się mały. Chciałem, żeby wiedziała, jak czuje się bezsilny.
Dostał życie bez zwolnienia warunkowego.
I zacząłem go odwiedzać w dniu, w którym przybył.
Moi bracia myśleli, że straciłem rozum. Matka Sary rozwiodła się ze mną. “Jak możesz z nim siedzieć?”krzyczała.
“Jak możesz patrzeć na ręce, które zabiły nasze dziecko?”Grupy wsparcia ofiar poprosiły mnie o odejście. Mówiłam, że gloryfikuję zabójcę.
Prokurator zadzwonił do mnie zaniepokojony. Nawet więzienny kapelan odsunął mnie na bok. – To nie jest zdrowe, bracie. To nie jest uzdrowienie.”
Ale ciągle przychodziłem. W Każdą Środę. Trzy godziny. Trzydzieści minut z Marcusem. Trzy godziny temu. I co tydzień zadawał mi to samo pytanie: “Dlaczego tu jesteś?”
I co tydzień, uśmiechałem się i mówiłem: “dowiesz się, kiedy nadejdzie odpowiedni czas.”Po siedmiu latach, 347 wizytach i niezliczonych godzinach siedzenia naprzeciwko mordercy mojej córki, Marcus Webb miał właśnie dowiedzieć się, dlaczego przyjeżdżam.
Pierwszy raz zobaczyłem Marcusa Webba w sądzie.
Przesłuchanie w sprawie oskarżenia. Wszedł w pomarańczowym kombinezonie. Ręce w kajdankach. Muskularny czarny dzieciak.
Potem spojrzał na mnie i matkę Sary. I uśmiechnął się.
Nie nerwowy uśmiech. Nie przepraszaj. Zadowolony uśmiech. Jakby coś osiągnął.
Wtedy wiedziałem. To nie był wypadek. To nie był moment namiętności. Marcus Webb chcia
ł zabi
Następny