Nie powiedziałem nic więcej. Nie mogłem. Po prostu wpatrywałam się w niego, zastanawiając się, jaki ojciec tak bardzo chce zapomnieć.
Kiedy parkowaliśmy na podjeździe, serce mi zamarło na myśl o tym, że moja córka już nigdy nie przejdzie korytarzem. Nigdy nie wróci do domu, nie zdejmie butów ani nie zapyta, co dla niej przygotowałam na przekąskę.
Idąc korytarzem, zauważyłam, że pudełka były już równo ułożone pod ścianą. Odręczne etykiety Davida, napisane jego staranną kaligrafią, wpatrywały się we mnie.
Linda powiedziała mu, że to może mu pomóc zająć czas. Może myślała o obowiązkach domowych, takich jak zmywanie naczyń i pranie, zamiast wymazywać istnienie naszej córki.
Daj. Wyrzuć. Zachowaj.
Już zaczął.
„Kiedy to zrobiłeś?” Skrzywiłam się.
„Kiedy byłeś dziś rano w domu pogrzebowym. Ty to załatwiłeś… Nie mogłam zrobić nic innego, Shay. Tak sobie z tym radzę”.
Stałam chwilę na korytarzu, patrząc na nich. To było surrealistyczne, jakbym weszła do czyjegoś domu, domu, w którym moja córka nigdy nie istniała. Pudełka sprawiały wrażenie transakcji, jakby żałoba była zadaniem, które trzeba było wykonać przed następnym wtorkiem.
Nie powiedziałam ani słowa; po prostu odwróciłam się na pięcie i poszłam na górę. Drzwi łazienki cicho zatrzasnęły się za mną, gdy je zamknęłam. Usiadłam na brzegu wanny, pochyliłam się do przodu i ukryłam twarz w dłoniach.Szloch, który nastąpił, nie był głośny. Nie musiał taki być. Wstrząsał moimi żebrami jak ciche trzęsienie ziemi. Takie, które nadchodzi bez ostrzeżenia, wywraca wszystko do góry nogami i sprawia, że zastanawiasz się, czy kiedykolwiek wróci do równowagi.
Słyszałam, jak ludzie na dole jedzą posiłek pogrzebowy, który zamówiłyśmy z Lindą. Zignorowałam pukanie do drzwi łazienki. Zignorowałam Lindę pytającą, czy wszystko w porządku. Zignorowałam wszystko.
Kiedy w domu wreszcie zapadła cisza, skradłam się korytarzem do pokoju Emily.
Drzwi skrzypnęły, gdy się otworzyły, jakby Emily wahała się, czy mnie wpuścić. Jego łóżko nie było jeszcze pościelone, u jego stóp leżała pognieciona bluza z kapturem. Jej podręcznik do biologii leżał obok poduszki, otwarty na stronie, którą zaznaczyła na różowo.
Usiadłam powoli, jakby wciąż potrzebowała przestrzeni. Przesunęłam palcami po grzbiecie książki, a potem sięgnęłam po jego ubrania. Składałam je powoli jedno po drugim, nie dlatego, że musiały, ale dlatego, że miałam ochotę znowu ich dotknąć.
Zapach jej szamponu przylgnął do poszewki. Ściany jego domu wciąż były pokryte polaroidami jego przyjaciół, naszego psa, Maxa, i kilkoma selfie ze mną.
Śmialiśmy się z każdego z nich. Mrugałam szybko, próbując otrzeć łzy.
„Tęsknię za tobą, kochanie” – wyszeptałam. „Tak bardzo za tobą tęsknię”.
Potem zobaczyłam jego plecak, zwinięty w kącie, jakby czekał na poniedziałkowy poranek.
Uklęknęłam obok niego i powoli go otworzyłam. Przeszukałam zeszyty i długopisy, wszystkie drobiazgi, które do tej pory nie wydawały się ważne.
W jego podręczniku do historii znajdowała się złożona kartka papieru. Wyjęłam ją i powoli rozłożyłam.
„Mamo, jeśli to czytasz, zajrzyj pod moje łóżko. Zrozumieją wszystko”.
Zaparło mi dech w piersiach. Dłonie zrobiły mi się zimne, gdy atrament lekko rozmazał się od ciepła moich palców.
Pismo Emily. Precyzyjne i przemyślane. Musiała to napisać drżącymi rękami, ale jej instrukcje były jasne. Musiała to napisać po kłótni z Davidem, jakby wiedziała, że przyjdę szukać odpowiedzi, jeśli mi ich nie udzieli.
Następny