– Zobaczymy – odpowiedziałam.
Odprowadziłam go do drzwi. Stał chwilę w progu, jak wtedy, gdy pierwszy raz wnosił torbę i przyszłość. – Dziękuję – powiedział. – Za możliwość odpowiedzi.
– Jeszcze jej nie udzieliłam – przypomniałam. – Daję ci tylko pytania.
Zamknęły się drzwi. Oparłam czoło o drewno. W środku zamiast pustki było drżenie, ale inne niż rok temu. Nie strach, tylko świadomość, że mam wybór. Zapisałam w notesie trzy zdania: “Spokój ponad wszystko. Zero równoległych wersji. Decyzja po czynach, nie po słowach.”
Wieczorem przyszedł SMS: “Jutro 9:00. Sklep na rogu. Wezmę wózek.” Uśmiechnęłam się. Drobiazg, a jednak coś. Podeszłam do okna. Na balkonie lampeczki błysnęły jak małe odpowiedzi. Wzięłam głęboki oddech. Nie czułam już tej starej pustki. Czułam, że dom jest mój – i że jeśli kiedyś znów stanie się “nasz”, to nie dlatego, że zrobiłam miejsce komuś z przeszłości, tylko dlatego, że on przyjdzie w teraźniejszości.
Czy go przyjmę? Nie wiem jeszcze. Wiem, że nie wróci tu dawne “my”. Jeśli przyjdzie nowe, będzie musiało udźwignąć zwykłość: listę zakupów, zmywarkę, ciche wieczory bez ucieczek w telefon. Jeśli nie udźwignie – zamknę drzwi bez krzyku.
I zostaje we mnie to jedno pytanie, którego nie uciszę, dopóki nie sprawdzę: czy większą odwagą jest pozwolić wrócić pod warunkiem, że tym razem zostaniemy naprawdę, czy powiedzieć spokojne “nie” i wybrać siebie do końca?