Wtedy zauważyłem, że inni motocykliści robią to samo – wyciągają zdjęcia, monety pamiątkowe, naszywki jednostek. Nie byli to przypadkowi wolontariusze.
Każdy z obecnych motocyklistów miał osobisty związek z co najmniej jednym z rodziców tych dzieci. Byliśmy braćmi, siostrami, kolegami z oddziału, towarzyszami broni poległych.
Piętnaście minut później przyjechała kolumna wózków golfowych. Wysiadł z niego mężczyzna w drogim garniturze, który wyglądał, jakby został wyciągnięty z ważnego spotkania.
Za nim pojawił się szef ochrony, teraz wyglądający na przerażonego, oraz kilku innych członków kierownictwa.
„Panie Mitchell?” – zwrócił się mężczyzna w garniturze do Big Mike’a. „Nazywam się Robert Pearson, jestem wiceprezesem ds. operacyjnych parku. Rozumiem, że doszło do nieporozumienia”.
„Nie ma żadnego nieporozumienia” – odparł Big Mike, nadal klęcząc obok Katie. „Pańska ochrona stwierdziła, że trzystu weteranów przyprowadzających dzieci Gold Star do parku stanowi zagrożenie dla bezpieczeństwa. To dość jasna wiadomość”.
Pearson zacisnął szczękę. „To absolutnie nie była nasza polityka. Te rodziny są tu mile widziane. Bardziej niż mile widziane. Są honorowymi gośćmi”.
Gry rodzinne
„Zabawne, jak to się zmieniło po jednym telefonie” – powiedziała Tammy, motocyklistka z ramionami pokrytymi pamiątkowymi tatuażami. Jej głos był niebezpiecznie cichy.
„Co ci powiedzieli? Że media są już na szybkim wybieraniu? Że jutrzejszy nagłówek będzie brzmiał: „Disney odrzuca dzieci poległych bohaterów”? A może wspomnieli o synu dyrektora generalnego?”.
Pearson zesztywniał. „Nie wiem, o czym ty…”.
„Marcus Whitman, 19 lat” – przerwał Big Mike, wstając powoli.
„Obecnie służy w Syrii w 82. Dywizji Powietrznodesantowej, ponieważ jego miliarder ojciec pociągnął za sznurki, aby go zaciągnąć do wojska po aresztowaniu za posiadanie narkotyków. Wielka tajemnica prezesa – jego syn nie studiuje na Harvardzie, jak podają komunikaty prasowe.
Jest w strefie walk, a jego tata budzi się każdej nocy przerażony, że otrzyma telefon, który rodziny tych dzieciaków już otrzymały”.
Gry rodzinne
Cisza była ogłuszająca. Nawet inni motocykliści wyglądali na zszokowanych. Byłem członkiem tego klubu od pięciu lat i nie miałem pojęcia, że Big Mike posiadał tę informację.
„Osobą, która dzwoniła” – kontynuował Big Mike – „był sierżant sztabowy Williams. Dowódca Marcusa. Chciał, aby pan Whitman wiedział, że jego syn jest odważny, honorowy i przynosi chlubę swojej jednostce.
Chciał również, aby pan Whitman wiedział, że jeśli Disney odmówi przyjęcia dzieci żołnierzy, którzy zginęli chroniąc Marcusa i innych takich jak on, upewni się, że ta historia zostanie upubliczniona”.
Pearson wyciągnął drżącymi rękami telefon. Krótka rozmowa, wiele „Tak, proszę pana” i „Natychmiast, proszę pana”. Kiedy się rozłączył, jego całe zachowanie uległo zmianie.
„Proszę przyjąć nasze najgłębsze przeprosiny” – powiedział i wydawał się mówić szczerze.
„Nie tylko wpuszczamy was do parku. Pan Whitman – dyrektor generalny – jest w drodze. Chce osobiście powitać każde dziecko. Pokrywamy również wszystkie koszty – jedzenie, gadżety, zdjęcia. Traktowanie VIP, pierwszeństwo w każdej kolejce. I…”
Zatrzymał się, wydawał się zmagać z emocjami. „Chce wam podziękować. Wam wszystkim. Za to, co robicie dla tych dzieci”.
„Nie potrzebujemy…” zaczął Big Mike, ale Katie pociągnęła go za skórzaną kamizelkę.
„Czy to oznacza, że możemy zobaczyć Myszka Miki?” szepnęła.
Twarda fasada Big Mike’a całkowicie pękła. „Tak, mała wojowniczko. Pójdziemy zobaczyć Mickey’ego”.
To, co nastąpiło potem, nie przypominało niczego, co Disney kiedykolwiek zrobił. Nie tylko wpuścili nas do środka – zamknęli Main Street, abyśmy mogli wjechać.
Trzystu motocyklistów, z ryczącymi silnikami, powoli przejeżdżało przez bramę, a każde dziecko siedziało przed nami, a ich twarze zmieniły się z płaczących w pełne zachwytu.
Turyści stali wzdłuż ulic, wielu płakało, gdy przeczytali napisy na koszulkach dzieci, gdy zrozumieli, kim jesteśmy i dlaczego tam jesteśmy.
Pracownicy parku stali na baczność. Niektórzy salutowali. Weterani w tłumie zdjęli czapki. Zanim dotarliśmy do zamku, tysiące ludzi klaskało, a nie było widać ani jednej suchej łzy.
Czekał na nas dyrektor generalny Marcus Whitman. Nie wyglądał tak, jak się spodziewałem – był wyczerpany, wzruszony, prawdziwy.
Podszedł do każdego dziecka osobiście, klękając na wysokości ich oczu, pytając o rodziców, oglądając zdjęcia, słuchając opowieści. Kiedy dotarł do Katie, całkowicie się załamał.
„Twój ojciec uratował sześciu żołnierzy ze swojej jednostki” – powiedział jej, trzymając jej małe dłonie w swoich. „Mój syn prawie został wysłany na tę samą pozycję. To dzięki twojemu tacie inne dzieci nadal mają rodziców. Jesteś córką bohatera”.
Katie, z prostolinijną szczerością dzieci, zapytała: „Czy twój syn się tam boi?”.
Whitman skinął głową, nie mogąc wydobyć z siebie słowa.
„Mój tata też się bał” – powiedziała. „Ale i tak pojechał. To właśnie czyni ich odważnymi”.
Prezes jednej z największych firm na świecie załamał się, przytulając tę małą dziewczynkę, podczas gdy trzystu motocyklistów stało na straży chwili, która na nowo zdefiniowała pojęcie siły.
Disney przydzielił każdemu dziecku osobistego przewodnika. Postacie pojawiły się na prywatnych spotkaniach. Po godzinach otwarcia otworzyli atrakcje tylko dla naszej grupy. Ale najsilniejszy moment nastąpił podczas pokazu sztucznych ogni.
Zarezerwowali dla nas specjalną strefę widokową. Gdy rozpoczęło się widowisko, Big Mike wstał.
„Wszyscy wiedzą, dlaczego tu jesteśmy” – ogłosił naszej grupie. „Każdy z was ma przy sobie zdjęcie swojego poległego bohatera. Kiedy dam sygnał, podnieście je. Niech oni też zobaczą tę magię”.
Gdy nad naszymi głowami eksplodowały fajerwerki, sto dzieci podniosło zdjęcia swoich zmarłych rodziców – żołnierzy w mundurach, młodych twarzy pełnych nadziei, bohaterów, którzy nigdy nie wrócili do domu.
Motocykliści stali za nimi, kładąc ręce na ich małych ramionach, tworząc skórzaną ścianę ochrony i miłości.
Fotograf Disneya uchwycił tę chwilę. Zdjęcie to stało się później jednym z najczęściej udostępnianych obrazów w historii firmy, ale nigdy nie wykorzystano go do celów marketingowych. Whitman zadbał o to. To było prywatne, święte, nasze.
Ale ktoś inny to obserwował. Wdowa po żołnierzu odznaczonym Złotą Gwiazdą, Sarah, odwiedzająca park ze swoimi dziećmi, zobaczyła naszą grupę. Rozpoznała Big Mike’a – był on na pogrzebie jej męża. Podeszła do nas ze swoim ośmioletnim synem Tommy’m.
„Był taki zły” – powiedziała nam cicho. „Nie chciał rozmawiać o swoim tacie, nie chciał płakać, był po prostu zły na wszystko. Czy on może… czy może dołączyć do was? Tylko na chwilę?”.
Bez wahania motocyklista o imieniu Crash podniósł Tommy’ego na ramiona. „Byłeś kiedyś na Space Mountain, mały człowieczku?”.
Według jego matki, Tommy uśmiechnął się po raz pierwszy od miesięcy.
Wieść rozeszła się po parku. Znalazły nas inne rodziny Gold Star. Członkowie obsady zaczęli kierować ich w naszą stronę. Nasza grupa 100 dzieci powiększyła się do 150, a potem do 200.