Kiedyś przypadkiem otworzyłam jego schowek w aucie. Znalazłam tam rzeczy, które nie należały ani do mnie, ani do naszej rodziny. To było zupełnie zwyczajne przedpołudni… En voir plus

Nie doszliśmy do żadnej wielkiej konkluzji. Tylko do jednego zdania, które zawisło nam nad stołem jak lampka: “Tę gumkę, smoczek i kartę zabierz tam, skąd są. A jeśli cokolwiek masz do powiedzenia – powiedz teraz.”

Następnego dnia schowek był pusty. Pusty jak nowy pokój w mieszkaniu po remoncie. Przejrzyście. Za przejrzyście. Postanowiłam, że zanim przyjmę ciszę jako dowód niewinności, sprawdzę smak goryczy. Pojechałam do “Portowego”.

Usiadłam przy oknie, zamówiłam latte i sernik. Na ladzie była miseczka z kartami lojalnościowymi. Wzięłam jedną, jakby to miało cokolwiek zmienić. – “Dla pani Lenki” często robię na wynos – powiedziała baristka, zerkając w kalendarzyk. – Ale dziś jej nie było. – Uśmiechnęła się uprzejmie i zajęła się innymi.

Wracając, mijałam “Księżycową 12”. Wypadł z bramy wózek, za nim młoda kobieta z włosami związanymi gumką z brokatem. Zatrzymała się, poprawiła kocyk dziecka, rozejrzała się i przez ułamek sekundy spojrzała na mnie. Zwykłe spojrzenie. Nic o niczym nie świadczy. A jednak coś we mnie drgnęło – to samo, co drgnęło przy pierwszym dotyku obcej gumki na moich kolanach.

Wieczorem nie wrócił późno. Usiadł ze mną przy stole. Nie mówił wiele. Ja też nie. Na środku stołu leżała karta lojalnościowa z “Portowego”, ta nowa, pusta. Obracałam ją w palcach, jak się obraca monety na szczęście.

Czy mu wierzę? Nie wiem. Wiem tylko, że nie chcę być śledczym we własnym domu. A jednocześnie nie chcę być też archiwistką cudzych wersji wydarzeń. Tego wieczoru zrobiliśmy coś prostego: zapisaliśmy w kalendarzu wspólny piątek. Żeby było gdzie i kiedy mówić. Żeby nasze “kiedy indziej” miało datę. Czy to wystarczy? Nie wiem.

Kiedy kładłam się spać, pomyślałam o schowku. O tym, że trzyma się tam rzeczy “na wszelki wypadek”: żarówki, mapę, chusteczki. Życie też lubi mieć takie schowki – miejsca, w których chowamy pozory i zapasy. Rano otworzyłam klapkę jeszcze raz. Pustka. Gładka jak nowa strona.

A jeśli za tydzień znów coś tam znajdę? Jeśli zapach cudzych perfum przyklei się do plastiku? Może wtedy wreszcie uznam, że to nie przypadek. A może już dziś powinnam? Stoję między dwoma drzwiami: do zaufania i do kontroli. Na razie wybrałam trzecie – te do rozmowy, która nie obiecuje cudów, ale przynajmniej nie robi z nas wrogów.

Share This Article
Leave a comment