https://wszystkie-moje-przepisy.asckat.com/napisalam-do-swojej-pierwszej-milosci-nie-planowalam-tego-to-byl-ten-rodzaj-nocy-kiedy-wszystko-w-domu-jest-az-za-ciche-zegar-tyka-za-glosno-lodowka-mruczy-jak-kot-en-voir-plus/

Najpierw zobaczyłam kadr jak z katalogu: jezioro, pomost, wieczorne światło przecięte girlandą żarówek. W tle śmiech, plastikowe kieliszki, bluzy zarzucone na ramiona. Na pierwszym planie – grupa z pracy mojego męża, wszyscy w identycznych polarach z logo, ktoś trzyma tabliczkę “Integracja 2025”.

Zatrzymałam palec na ekranie. W środku kadru stał on. I ona – w karmelowym swetrze, z włosami spiętymi w niedbały kok. Ich ramiona prawie się stykały, a jego dłoń wisiała zawieszona gdzieś na wysokości jej łopatek, tak jakby sekundę wcześniej położył ją delikatnie na plecach i dopiero odsunął.

“To tylko zdjęcie” – pomyślałam. I zaraz dodałam w głowie: “Ale obrazy wiedzą, co mówią, zanim uczynią to słowa”.

Album wrzucił oficjalny profil firmy: “Zespół z weekendu na Mazurach! #teamwork #inspiracja”. Kliknęłam. Zsunęłam pasek w dół. Na drugim slajdzie ognisko: on, pochylony, uśmiechnięty w sposób, którego dawno u nas nie widziałam – ten półuśmiech miękki, ciepły, rozpinający twarz od środka.

Na trzecim – oni obok siebie podczas warsztatów w drewnianej sali, on coś jej tłumaczy, ona słucha z odchyloną głową. Na czwartym – boomerang z pomostu, w którym ktoś woła “raz, dwa, trzy!”, a wszyscy podskakują i klaszczą. W piętnastej klatce mignął kadr, w którym ich dłonie zetknęły się na sekundę, jakby oboje równocześnie odstawiali kubek.

Przysięgłabym przed chwilą, że nie jestem z tych, które polują na znaki. Ale w tamtej minucie nauczyłam się, jak łatwo znaleźć wzór, kiedy bardzo chcesz go zobaczyć. Kiedy jeszcze tego samego wieczoru kolejna grafika pokazała “poranne morsowanie zespołu” i zobaczyłam, jak ona podaje mu ręcznik, a on kładzie jej na ramiona polar – poczułam, że coś we mnie pęka. To był gest, na jaki czekałam od dawna. Nie, nie od mężczyzny z internetu. Od męża w mojej kuchni.

Zamknęłam laptop, jakby zamykając drzwi do pokoju, w którym nie powinnam była się znaleźć. Usiadłam z herbatą, która już zdążyła wystygnąć, i spojrzałam na zegar. Dziewiętnasta dwadzieścia. W domu panowała ta codzienna cisza: pralka mruczała, woda w czajniku szeptała pod przykrywką. W tej ciszy zrobiłam to, czego dawno nie robiłam – zadałam sobie pytanie bez zmiękczaczy: czy gdyby to była obca kobieta z obcym mężczyzną, pomyślałabym, że są w sobie zanurzeni?

Telefon zawibrował. Wiadomość od niego: “Wykład się przedłużył, możliwe że wrócę później. Jest bosko, wiesz? Mazury jesienią wyciszają”. Napisałam: “Cieszę się, odpocznij”. Zjadłam kanapkę, której nie czułam. A potem wróciłam do zdjęć i zaczęłam szukać imion na identyfikatorach. Powiększałam piksele, aż litery pękały na kwadraciki. U niej przeczytałam “A…ta”. Agata? Anita? “Zespół marketingu” w podpisie slajdu pomógł o krok. “Nowa w zespole, złoto komunikacji!” – napisał ktoś w komentarzu. Ktoś inny dodał: “Duet marzeń na warsztatach”.

Duet.

W głowie zrobiło mi się gorąco i zimno na zmianę. Nagle przypomniałam sobie ostatnie miesiące: jego nową fryzurę “bo krótsze lepiej leży”, bieganie wieczorami (“żeby głowa odpoczęła”), telefon odkładany ekranem do dołu (“bo powiadomienia rozpraszają”), krótkie “zaraz wracam” i powroty późniejsze o godzinę.

Następny

Share This Article
Leave a comment